Będę to robiła, dopóki starczy sił!

2020-06-04 11:00:00(ost. akt: 2020-06-04 11:37:53)
Barbara Kułdo

Barbara Kułdo

Autor zdjęcia: album prywatny

Jak to jest ratować bezdomne zwierzęta w czasie pandemii? Interweniować, kiedy dzieje się im krzywda w domach? Wie to doskonale Barbara Kułdo, inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i wielka miłośniczka braci mniejszych, walcząca o ich dobro od 17 lat. — Oczywiście, że interweniować! Pandemia mnie nie odstrasza — odpowiada.
Przez wiele lat Barbara Kułdo była związana z oświatą. Pracę z uczniami zaczęła w wiejskiej szkole we wsi Tolniki Wielkie.

— Zaczęłam myśleć o pracy z dziećmi, kiedy zmarł mój malutki synek — opowiada. — Był moim drugim dzieckiem. Po tym przeżyciu mój instynkt opiekuńczy stał się ogromny. Marzyłam o pracy z najmłodszymi i tak się stało. W Tolnikach uczyłam najmłodszych uczniów. Moja klasa składała się z 6-7 dzieci. To było niezwykłe doświadczenie.

Szkoły wiejskie mają swoją specyfikę, kameralny, niemal rodzinny klimat. Zna się każdego ucznia i jego rodzinę. Jest czas dla każdego dziecka. Barbara poznawała środowisko popegeerowskie, które opisywała w wielu pracach na studiach. Nie był to temat popularny, inni studenci wstydzili się go podejmować, a życie uczniów z małych miejscowości nie było wtedy łatwe.

— Patrzyłam, z jakimi poważnymi problemami muszą się te dzieciaki mierzyć — wspomina. — Młodym ludziom z dużych miejscowości nigdy by nawet do głowy nie przyszło, jak wiele obowiązków mają ich rówieśnicy, jakie odległości muszą pokonywać, a czasem i to w jakich trudnych warunkach żyją. Cudowne było to, że te nasze dzieci tak bardzo łaknęły wiedzy o świecie, dlatego ta praca dawała mi wielką satysfakcję.

Barbarze w pracy wiejskiej nauczycielki nie brakowało chwil poruszających struny jej wrażliwości.

— Byłam wzruszona, kiedy uczniowie wychodzili po mnie do autobusu — opowiada. — Z tornistrami, bywało, że ubłoconymi po wędrówce polnymi drogami butach. To było piękne.

Barbara pracowała też w szkole podstawowej w Klutajnach, a później, od roku 1992 do 2009, w lidzbarskiej „czwórce”. Tam prowadziła zajęcia w świetlicy. Mogła na tym stanowisku realizować też kolejne marzenie — przybliżać innym, głównie dzieciom, kulturę regionalną, która stawała się jej coraz bliższa.

— Tutaj przydały się możliwości, które stworzyła Unia Europejska — mówi Barbara Kułdo. — Dzięki projektom mogłam uczyć dzieci tańców i piosenek warmińskich, kupiłam materiały i uszyłam warmińskie stroje ludowe. W grupie połączyłam dzieci z Lidzbarka Warmińskiego i Kiwit. Mogły ze sobą współpracować. Występowały i zdobywały nagrody.

Barbara swoją energią wspierała też zespół ludowy Kiwitczanki. Odmłodziła go, zapraszając do współpracy dzieci i młodzież.

Barbara przez wiele lat mieszkała w Lidzbarku Warmiński, ale teraz, kiedy jest na emeryturze, powróciła do rodzinnych Kiwit.

— Rodzice przyjechali ze Śląska do Kiwit na Warmię, bo ściągnął nas tu dziadek. Dziadek przyjechał tu z okolic Płocka ze wsi Drobin w ramach zasiedlania "ziem odzyskanych". Był w Kiwitach sołtysem i prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej. Znalazł nam dom i dwa hektary ziemi. To jest właśnie ten dom, w którym teraz mieszkam.

Barbara marzyła o napisaniu książki, w której zawarłaby historię swoich Kiwit, ale nie było na to pieniędzy.

— Taka możliwość pojawiła się, kiedy Polska wstąpiła do Unii Europejskiej — wspomina. — Wtedy dla stowarzyszenia Ludzie Aktywni Plus napisałam projekt, którego jednym z efektów była publikacja „Obrazy z przeszłości Kiwit” i w niej umieściłam część zebranych materiałów: wspomnienia mieszkańców, fotografie.

Odkrywanie historii regionalnej i jej popularyzowanie to tylko część zajęć pani Barbary. Sporo czasu zajmuje jej opieka nad zwierzętami. Kocha je od zawsze, a od 17 lat współpracuje z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami, którego inspektorem jest od czterech lat. Jej dom na wsi stał się azylem dla wielu czworonogów. Bywało, że mieszkało z nią i 14 psów, teraz jest ich aż 11. Poza tym jest zawsze kilka kotów i nawet porzucone ptaki, np. papugi. W swoim siedlisku po rodzicach Barbara stworzyła zwierzakom raj. Tym porzuconym, starym i chorym, których nikt nie chce. Niełatwo jest znaleźć dom dla zdrowego młodego pieska, a co dopiero dla starego i schorowanego. Nic więc dziwnego, że Barbara otrzymała tytuł Przyjaciela Lidzbarka Warmińskiego, a jej praca na rzecz bezdomnych zwierzaków jest też ceniona przez władze gminy Kiwity.

Dla niej samej najważniejsze jest jednak dobro podopiecznych i spokój wśród kiwickiej zieleni.

— Nie umiałabym żyć bez zwierząt, roślin, bez tego miejsca — mówi. — Nigdy nie chciałam mieszkać w dużym mieście, choć mogliśmy zamieszkać w Gdyni, bo mąż był oficerem Polskiej Marynarki Handlowej. Ale tu jest moja mała ojczyzna.

— Ten rodzinny dom należy do mnie od 1994 roku, ale przez wiele lat z mężem i dziećmi mieszkaliśmy w Lidzbarku Warmińskim, więc traktowaliśmy to miejsce jak domek wypoczynkowy — zwierza się Barbara. — Przyjeżdżałam tu często, a od 2004 roku zaczęłam się wtrącać w życie mieszkańców wsi. Buntowałam się, kiedy słyszałam kwiczące głośno zarzynane wieprzki. To było straszne. Trwało po 5-10 minut. Nie jestem wegetarianką, ale nie mogłam bezczynnie znieść tego procederu. Można było przecież dokonywać uboju bardziej humanitarnie. Na szczęście to już przeszłość i mogę się cieszyć wiejską ciszą, w której słychać tylko szczekanie psów i pianie kogutów.

Barbara opowiada, że ustawa o ochronie zwierząt, ale i inne działania sprawiły, że zmienia się stosunek ludzi do zwierząt.

— Nie traktuje się już braci mniejszych przedmiotowo — mówi. — A i dobre przykłady zrobiły swoje. Proszę sobie wyobrazić, dziś, mimo że nikt nie patrzy, nie kontroluje, bo na wsi nie ma straży miejskiej, to jednak wiele osób sprząta odchody po swoich psach. Nosi ze sobą woreczki. Jestem tym zachwycona.

Barbara od wielu lat pomagała zwierzętom. Po przejściu na emeryturę jej działalność jeszcze bardziej się rozwinęła. Kiedy w grę wchodzi dobro czworonogów, Barbara nie namyśla się ani chwili. Potrafiła po zgłoszeniu o tym, że ktoś mieszkający w lesie trzyma w piwnicy wygłodniałe szczeniaki, pojechać samotnie i o zmierzchu brodzić w śniegu, aby dotrzeć tam i w razie czego ratować psy.

— Nie boję się takich wyzwań, ani tego, że niektórzy uważają mnie za dziwaczkę. Emil Zola napisał kiedyś, że ważniejszy od ośmieszenia się jest los zwierząt i ta myśl mi przyświeca.

Barbara nie tylko dokarmia bezdomne zwierzęta, organizuje zbiórki karmy, załatwia sterylizacje i kastracje, współpracuje z weterynarzami (gminy często na jej prośbę płacą za zabiegi i leczenie porzuconych psów i kotów, pomagają znaleźć miejsca w schroniskach). — Działam wspólnie z inspektor Marią Felenczak i członkami TOZ w lidzbarskim Inspektoracie TOZ Oddział Starogard Gdański — wyjaśnia. Odwiedza też szkoły i przedszkola, czasem zabierając swoich czworonożnych podopiecznych.

— Kocham dzieci, przepracowałam z nimi kawał życia i... patrząc na te niewinne, roześmiane buźki, ładuję akumulatory. Wierzę w to, że kiedy dorosną, będą dbały o to, aby życie zwierząt było lepsze — mówi.

Często interweniuje, zabiera zwierzęta lub dzięki zdobytym sponsorom, pomaga w ich utrzymaniu, ale też występuje w sądzie reprezentując pokrzywdzonych.

— Dużo się w kraju zmieniło na lepsze, ale nadal jest sporo do zrobienia — mówi Barbara. — Czasami trudno udowodnić winę, czasem kara jest niewspółmierna do winy. Bywa, że ręce opadają, kiedy się widzi kolejne pokaleczone, wychudzone zwierzę. Do tego nie można się przyzwyczaić. Trzeba robić wszystko, aby pomóc takiemu zwierzęciu. I będę to robiła, dopóki starczy sił.

Ewa Lubińska



Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. pytanie #2953454 | 81.163.*.* 28 lip 2020 12:52

    A czy można umieścić kontakt do tej Pani? Bo tak naprawdę nigdzie nie ma żadnego maila, a przecież Pani działa i reaguje na krzywdę zwierząt...tylko w razie co, jak tej Pani to zgłaszać? W takim artykule powinna być taka wzmianka..pozdrawiam

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5