Legenda ku pokrzepieniu serc

2016-01-08 12:00:00(ost. akt: 2016-01-08 10:22:08)
Kościół w Kiwitach na starej fotografii w 1862 r.

Kościół w Kiwitach na starej fotografii w 1862 r.

Autor zdjęcia: www.Bildarchiv-Ostpreussen.de

Był rok 1704., rok szczególnie dla Warmii nieszczęśliwy, ponieważ wojska szwedzkie pod wodzą Karola XII najechały na kraj. Szwedzi na opanowanej ziemi okrutnie gnębiły naród.
Żyjemy w bardzo dziwnych czasach. Możemy ten fakt obserwować niemal każdego dnia i w wielu dziedzinach. Z przykrością trzeba stwierdzić, że wiele z tych zmian jakie następują nie napawają nas optymizmem. W nowym roku światełkiem w tunelu są nasze postanowienia i tylko trwałe trzymanie się tego, do czego dążymy przyniesie nam szczęście i pomyślność. Zapraszam do przeczytania jednej z najpiękniejszych legend o dzielnych Kiwitczanach i figurce Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Historia ku pokrzepieniu serc: kiedy podczas „potopu” szwedzkiego mieszkańcy Kiwit tracili nadzieję na lepsze jutro, okazało się, że się mylili...

Był rok 1704

Był rok 1704., rok szczególnie dla Warmii nieszczęśliwy, ponieważ wojska szwedzkie pod wodzą Karola XII najechały na kraj. Szwedzi na opanowanej ziemi okrutnie gnębiły naród. Kobiety i dziewczęta ukrywały się, a mężczyźni z bezsilności zaciskali pięści, dzieci przestraszone płakały, kiedy tylko słyszały słowo „Szwed...”.
W lesie ukrywano kilka sztuk bydła, aby zimą nie umrzeć z głodu. Zboże przechowywano jak największy skarb, po to, by po zaoraniu ziemi kobiety i dzieci mogły je posiać. Robiono to ręcznie, ponieważ wszystkie konie zostały przez Szwedów zabrane. Rajtarzy szwedzcy, ubrani w żółto-niebieskie mundury, w szerokich kapeluszach, z karabinami i muszkietami, objeżdżali tereny wsi i kiedy zauważyli, że ziemia jest świeżo zaorana, zbierali się wszyscy i z zaciętością tratowali obsiane pola. Rolnikom na ten widok pękały serca.

Wróg jest w kraju!

Był maj, najpiękniejszy miesiąc, jaki tylko Bóg mógł podarować swojej Warmii. Jednak ludziom w mieście i na wsi nie w głowach było podziwianie kwitnących drzew, krzewów i kolorowych kwiatów, ptasich trelów i słonecznych promyków. W ich głowach kłębiły się straszne myśli i mówili tylko o jednym: „Wróg jest w kraju!”! Takie same myśli dręczyły nie tylko mieszkańców Kiwit, ale także Połapina, Rokitnika i Bisztynka. Kiwitczanie często chodzili na pielgrzymkę do nowego kościoła w Stoczku, aby Najświętszej Maryi Pannie powierzać swoje troski i obawy. Podczas majowej pielgrzymki nauczyciel z Kiwit nauczył dzieci pieśni kościelnej. Najpierw tylko one śpiewały „Święty Boże, święty, mocny Boże...”, a następnie dołączali do nich starsi. Usłyszał to pewien dostojnik kościelny, gwardian ze Stoczka.

Najwspanialsi są pielgrzymi z Kiwit

Zachwycony śpiewem powiedział w kaplicy, że najwspanialsi są pielgrzymi z Kiwit, gdyż najliczniej przybywają do Maryi Panny, a do tego przepięknie śpiewają. Wielu z nich należało do Bractwa Maryjnego. W modlitwach do Maryi prosili o uchronienie od nagłej śmierci z rąk Szwedów. Podczas kazania ksiądz podkreślił, że Matka Boża uchroni tych, którzy są Jej wierni. Wśród mieszkańców Kiwit stało kilku mieszkańców Połapina. Słychać było, jak się naśmiewali z pobożności kiwitczan. Z kpiną zapytywali: „Co, chcecie być pobożniejsi od samych mnichów z kościoła w Stoczku?” „A może modlitwami chcecie wypędzić Szwedów?”.”Pewnie chcecie wybudować w Kiwitach nowy klasztor?”

Pielgrzymi z Kiwit stali cicho, nie reagowali na szyderstwa ze strony Połapinian. Tylko stary nauczyciel odezwał się: „Przekonamy się, komu Maryja, nasza Pani pomoże”. Msza się skończyła, każdy udał się w swoją stronę. Jednak Połapinianie, będąc już na drodze wiodącej do ich wsi, chwalili się, że dobrze zabezpieczyli swoje gospodarstwa na wypadek, gdyby Szwedzi chcieli się u nich zaopatrzyć w prowiant, a na koniec dodali:” Matka Boska niech pilnuje Kiwit, bo my Jej pomocy nie potrzebujemy!”

Strach, płacz i lament

Następnego dnia, we wczesnych godzinach porannych, rozeszła się wieść, że w Połapinie pojawili się szwedzcy rajtarzy. Ich celem było nagromadzenie paszy dla koni i zdobycie dla siebie żywności od gospodarzy, których wskaże palec dowódcy. Wywołało to strach, płacz i lament. Sołtys wpadł jednak na pewien pomysł, który miał być zrealizowany po zaopatrzeniu się grabieżców w ich dobra. Miał schowaną beczułkę bimbru. Sam Bóg raczy wiedzieć, w jaki sposób pełna beczka samogonu uchowała się!

Opróżnili beczułkę bimbru

Kiedy Szwedzi objuczeni zrabowanym prowiantem zbierali się do opuszczenia wsi, podszedł do nich sołtys i przebiegle zapytał, czy nie wypiliby czegoś za swoje zdrowie. Chytrze podkreślił, że to podzięka za ocalenie ich miejscowości. Szwedom nie trzeba było dwa razy powtarzać. W mig opróżnili beczułkę bimbru, po czym „zmęczeni” położyli się, aby trochę „odpocząć”.

Chłopi tylko na to czekali, wreszcie mogli odebrać swoje zrabowane rzeczy. Gdy jednak zbliżyli się do załadowanych zaprzęgów konnych, zauważył to jeden z rajtarów, który wrzasnął: „Wróg, zdrada”! Reszta Szwedów zerwała się na równe nogi i jak dzicy rzucili się do do ucieczki, ale na odchodnym podpalili słomiany dach jednego z domów. Wnet i inne zabudowania stanęły w płomieniach.

Połapin płonął

Do Kiwit szybko dotarła wieść, że Połapin płonie. Obawiano się, że niebawem i tutaj pojawią się Szwedzi. Postanowili schronić się w kościele. Stary nauczyciel zaczął grać na organach i śpiewać pieśń do mocnego, miłosiernego Boga.

Tymczasem nadeszło południe. Kościół był pełen wiernych, którzy z wiarą i nadzieją modlili się. Na ołtarzu głównym, na drugim stopniu stała figurka Matki Boskiej. Wołali do Niej: „Matko Boża, ratuj nas, daj nam siłę, broń przed Szwedami!” Dzień chylił się ku końcowi, a Szwedów jak nie było, tak nie było.

Ludzie z nadzieją przebywali w kościele, aż zastała ich noc. Kościół był otwarty, wszyscy pozostawali na swoich miejscach. Wraz z pierwszymi promieniami porannego słońca ksiądz na plebanii odmawiał modlitwy. Tu był schowany kielich komunijny. Po modlitwie udał się do kościoła, gdzie podczas sprawowanej mszy prosił Matkę Bożą o łaskę pokoju. Razem z nim żarliwie modlili się, śpiewali pieśni maryjne i odmawiali różaniec zgromadzeni parafianie.

Postanowili ukraść kielich

Odbywały się już ostatnie modły. Naglr ktoś w drzwiach kościoła krzyknął: „Szwedzi, Panie pomóż!”. Szwedzi rzeczywiście zatrzymali się w starej kiwickiej karczmie, na rozstajach dróg. Tu od wiejskiego kloszarda dowiedzieli się, że tutejszy ksiądz codziennie odprawia mszę w kościele i za każdym razem niesie ze sobą duży, złoty kielich. Szwedzi głośno dawali wyraz swojej nudzie, ale kiedy usłyszeli słowa żebraka, postanowili ukraść z tabernakulum wspomniany kielich.

Wyruszyło ich pięciu. Na czele maszerował pułkownik, tuż za nim czterech rajtarów. Wielka postać pułkownika kawalerii jego królewskiego majestatu Szwecji, Paula Horsta, w wysokich żółtych butach, niebieskich spodniach, bogato uzbrojona, w szerokim kapeluszu, spod którego wychodziły długie włosy, zmierzała prosto w stronę głównego ołtarza. Za nim podążało czterech żołnierzy-bandziorów z ciężkimi pałaszami przy boku, z karabinami i siekierami w rękach.

Święta Matko Boża, ratuj!

W ostatniej ławce pod organami, na końcu kościoła, siedziała stara kobieta, Lieschen Bludaus. Kiedy zobaczyła, że nieznani wojacy podążają w kierunku dużego ołtarza, krzyknęła: „Święta Matko Boża, ratuj!”. W tym momencie, z dużego ołtarza, błysnęło oślepiające światło. Wychodziło ono z oczu Matki Bożej, jak promień z latarni w nocy. Pułkownik upadł na ławkę komunijną, jakby rażony piorunem, z rąk oniemiałych bandziorów wypadły broń i siekiery. Ich również zatrzymał blask z oczu Maryi. Po chwili podnieśli pułkownika z posadzki i bez kapelusza wynieśli przed kościół. Tu położyli go na murawie, ale wydawało się, że coś szepcze. I rzeczywiście pułkownik mówił „Maryja, Maryja”.

Bludaus Lieschen pobiegła, co sił w nogach, do księdza i opowiedziała wszystko, co widziała: jak oficer po stopniach zbliżał się do głównego ołtarza i jak Matka Boska poraziła go oczami i powstrzymała przed kradzieżą, że światło było jak błyskawica, bardzo jasne i trwało sekundę. Ksiądz najpierw nie mógł uwierzyć w to wszystko, ale zaraz przybyły inne osoby, mężczyźni i kobiety, którzy powiedzieli, że byli świadkami prawdziwego cudu. Kiedy powiedzieli, że oficer leży pod kościołem, ksiądz osobiście poszedł to zobaczyć, ale po Szwedach nie było śladu.

Wszystkie ławki zapełniły się ludźmi

Karczmarz także opowiadał, jak wojsko szwedzkie głośno rozprawiało, że blask z oczu figury poraził ich oficera. Potem powsiadali na konie i popędzili. W tym czasie przybyło jeszcze więcej ludzi pod plebanię. Nikt nie powiedział głośno, wszyscy jednak wiedzieli, że to modlitwa uchroniła ich przed nieprzyjacielem. Jedni drugim opowiadali, co widzieli.

Wśród zebranych znalazł się mieszkaniec Połapina, który przybył tu wcześniej, aby powiedzieć, że jego wieś została spalona. Był to jeden z szyderców z kościoła w Stoczku. Wszyscy zebrani udali się do kościoła, aby podziękować Matce Bożej. Wszystkie ławki zapełniły się ludźmi. Razem z księdzem cała gmina odmawiała dziękczynne modły. Ludzie na kolanach zbliżali się do głównego ołtarza, aby pozdrowić Matkę Bożą. Szyderca z Połapina przeszedł obok, jakby chciał jeszcze raz ujrzeć blask z oczu figury. Matka Boża nie zwracała na niego uwagi i nie czekała na jego pozdrowienie.

Matka Boża będzie bronić Kiwit

Następnego dnia ludzie siedzący w karczmie opowiadali z przejęciem o spaleniu sąsiedniej wsi Połapin i cudownym ocaleniu tabernakulum i kościoła w Kiwitach.
Karczmarz przekazał słowa wypowiedziane przez Szwedów, że wkrótce przyjadą, splądrują kościół, a potem spalą wieś. Ludzie słyszący słowa karczmarza, bardzo się przestraszyli, ale stary nauczyciel przypomniał wszystkim zgromadzonym, że Matka Boża będzie bronić Kiwit.

Bardzo szanowany ksiądz Kuhn zapisał na małym skrawku papieru to wszystko, co usłyszał i co razem z ludźmi przeżył: jak spłonął Połapin, jak Matka Boża poraziła blaskiem z oczu szwedzkiego pułkownika, Paula Horsta, jak on i jego żołnierze przestraszyli się i uciekli, i jak Kiwity przed zniszczeniem zostały uchronione. W późniejszych czasach, następca księdza Kuhna, który w roku 1715 był duszpasterzem w Kiwitach, zapisał to w rejestrze ślubów. Zapis ten istnieje do dziś.
Barbara Kułdo






Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Krzysztof #1902384 | 81.163.*.* 9 sty 2016 09:34

    Piękna historia, wielki szacunek dla księdza który to spisał.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. ja #1901826 | 178.43.*.* 8 sty 2016 13:58

    A ja myślałam że to kościół w Ornecie.Łudząco podobny.

    odpowiedz na ten komentarz

  3. aT #1901716 | 212.160.*.* 8 sty 2016 11:34

    Fajne. Tyle, że ta grafika to nie jest fotografia a grafika właśnie. Sztych czy coś takiego :-)

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5